Wieczór po meczu: jak porażka Lecha Poznań przypomniała mi, dlaczego kocham życie na gospodarstwie

Weronika Werka z Pola oparta o drewniany płot na tle pól o świcie

Wieści z miasta i spokój z pola

Dzisiaj rano wiadomości huczały o sensacyjnej porażce Lecha Poznań 1:5 z Genk. Ktoś mógłby powiedzieć: co mnie to obchodzi — przecież nie gram w piłkę. A jednak na wsi takie nagłówki mają swoje echo. Przy porannej kawie, stojąc przy pasiece, usłyszałam od sąsiada: „Szkoda chłopaków, ale grunt to głowa i plan B”. I to mnie uderzyło — sport to emocje, ale gospodarstwo uczy innego rytmu: przyjmujemy porażki, uczymy się i idziemy dalej.

Na 50 hektarach często mam chwile, które przypominają mecz: pora deszczowa, problem z kombajnem, plaga mszyc na fasoli. Nie ma jednak VAR-u, jest natomiast sąsiad z narzędziami i kawa w termosie. Tam, gdzie miasto widzi katastrofę, my widzimy zadanie do wykonania.

Gazeta z nagłówkiem o porażce Lecha Poznań leżąca obok kubka kawy na starym stole w stodole

Co Lech Poznań może nas nauczyć o gospodarstwie

Patrząc na doniesienia prasowe o meczu (TVP Sport, Gol24, ESPN) myślę o tych trzech rzeczach: analiza błędów, przygotowanie i zgranie zespołu. W mojej przetwórni sery poprawiam receptury po każdej partii, a w polu planuję uprawy rotacyjne, by nie powtarzać tych samych błędów. Kiedy Lech przegrywa tak wysoko, kibice oczekują szybkich zmian — a my, rolnicy, działamy długofalowo: sadzimy, podlewamy, czekamy, uczymy się. W gospodarstwie każdy ma rolę: ktoś naprawia traktor, ktoś dogląda kóz, ktoś pakuje słoiki z dżemem. To jak drużyna piłkarska — liczy się zaufanie i rutyna.

W artykułach na UEFA.com czy SofaScore widać statystyki, a ja dodam swoje statystyki z pola: ile czasu zajmuje zbiór, ile kosztuje naprawa. W sporcie i w rolnictwie wygrywa ten, kto potrafi wyciągać wnioski i szybko reagować.

Stoisko z serami i przetworami, Werka rozmawiająca z klientami na targu wiejskim

Małe zwycięstwa po wielkiej przegranej

Po takiej wieści jak 1:5 przy Bułgarskiej najlepsze, co można zrobić, to zebrać się z ludźmi. W sobotę na targu opowiadałam klientom historię z pola: jak w deszczu ratowaliśmy siewnik i znaleźliśmy sposób, by zrobić ser dojrzewający o lepszym aromacie. Klienci kupowali nie tylko produkt, ale też opowieść — to nasz sposób na leczenie rozczarowań. Kiedy kibice Lecha będą przeżywać ciężkie chwile, ja polecam kromkę chleba z moim twarogiem i rozmowę z sąsiadem — czasami to lepsze niż komentarze pod artykułem.

Na koniec mała rada Werki: niezależnie od wyniku meczu, idźcie na pole, do ogrodu albo na spacer. Ziemia ma tę moc, że przypomina o tym, co trwałe. A ja wracam do pracy — kozy czekają, ziarno trzeba wysiać, a w przetwórni czeka partia dżemu malinowego, który poprawi nastrój każdemu po ciężkim wieczorze. Bo życie na gospodarstwie to suma małych, codziennych zwycięstw.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *